lam3r napisał(a):A w ilu je nosicie?;-)
Sam i dlatego tyle schodzi...
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Tradycyjnie na początku chciałem podać nieco informacji statystycznych, ale w końcu uznałem, że wstydliwych spraw lepiej nie wyciągać na widok publiczny.
Więc nie podam ile było skoczków. ile było załóg i w ogóle...
Chcecie - liczcie sami.
W dniach 7-10 czerwca 2012 roku w miejscowości Pęczniew nad zalewem Jeziorsko na Warcie odbył się VIII Ogólnopolski Zlot Klubu Kangoo Polska. Z racji frekwencji powinien nosić miano spotu, ale to oczywiście moje prywatne zdanie, bo atmosfera była jak najbardziej zlotowa.
O dziwo tym razem w czasie zlotu nie było żadnych awarii sprzętu, napraw głównych ani drobnych. No chyba że policzymy jednego podtopionego iPhone`a...
Organizatorzy - Grzesiek
gre81 i Agnieszka nie dawali nam odpocząć i czas zlotu wypełnili dość szczelnie różnymi atrakcjami. I tu z mojej strony wielki szacun dla nich, bo porywanie się na organizację zlotu w takim "wyjątkowym" klubie, jak nasz, zakrawa na samobójstwo, a na pewno ciężkie zadłużenie i kalectwo. A oni spisali się naprawdę na medal!
Ale po kolei:
W miejscu zlotu zjawiliśmy się z
MajĄ i
Karlssonem w czwartkowy wieczór, a właściwie późne popołudnie.
Na miejscu była już spora część załóg, ale ostatni nie byliśmy. Szybko zakwaterowaliśmy się w jednym z domków, po czym zaczęliśmy się przygotowywać do uzupełniania nadwątlonych podróżą sił. Było do przewidzenia, że ta noc będzie długa.
Ze Śląska przyjechała silna załoga w składzie
Wiz i
mumin wraz z kilkoma (kilkunastoma?) litrami cytrynówki, która zaczęła szybko parować.
A przynajmniej tak to wyglądało.
Żuczek zaopatrzył nas w kubki
Zajęcia przy stole rozwijały się w wiadomym kierunku, a obsługą grilla zajął się gospodarz zlotu.
Ponieważ wstępnie węgiel nie bardzo miał ochotę się żarzyć, na kolację przyszło nam nieco poczekać.
I tak przy trunkach mniej i bardzie szlachetnych trwały nocne Polaków rozmowy na tematy różne i różniaste.
W tak zwanym międzyczasie miało miejsce oficjalne otwarcie zlotu.
Dempsej uparł się, by po kolei naprawić wszystkie dostępne skoczki. Robił to z wielkim poświęceniem. Trzeba przyznać, że wtórowali mu i inni
I dlatego nie wiedzieć czemu większość samochodów rano znajdowała się zupełnie gdzie indziej niż wieczorem albo przynajmniej były gustownie przystrojone.
Rano nie wszyscy mieli siłę wstać na śniadanie...
Po losowaniu numerów startowych odbyło się ich klejenie na samochodach.
Następnie zostaliśmy zapakowani do samochodów i wywiezieni gdzieś w las nad rzekę. Tam okazało się, że jedyna droga do domu prowadzi właśnie rzeką. Na szczęście do naszej dyspozycji były kajaki. Mnie trafił się jako sternik
Wiz. Ponieważ uprzedzałem, że z moim wiosłowaniem może być nietęgo, postanowił mnie na dzień dobry zmobilizować do większego wysiłku przepływając przez niewielki próg na rzece. Dodać w tym miejscu należy, że zdecydowana większość wybrała wodowanie kajaków już za progiem.
Gdy po jego przepłynięciu odzyskałem już świadomość, okazało się, że jestem mokry dość dokumentnie i siedzę w kajaku w kałuży wody...
Trzeba jednak przyznać, że dalszy spływ upłynął mi całkiem przyjemnie. Nie wiem tylko jak Tadzikowi, który tylko od czasu do czasu marudził, że w zasadzie mógłbym trochę powiosłować.
W ramach atrakcji
george z
juniorem zafundowali nam pokaz akrobacji podwodnej
Po mniej więcej 2,5 godzinnym spływie zameldowaliśmy się 12,5 km w dole rzeki w Uniejowie. Stąd na szczęście do ośrodka wróciliśmy podstawionymi samochodami.
Na obiad nie było zbyt wiele czasu, bo na kajakach złapaliśmy lekkie opóźnienie, a dalsze atrakcje już czekały.
W dodatku tym razem trzeba było już użyć własnych samochodów, a okazało się, że w nocy właścicieli zmieniły także niektóre tablice rejestracyjne
Tym razem pojechaliśmy do Sieradza na tor do nauki jazdy. Tam czekał na nas instruktor z samochodem na trolejach. Kto próbował, wie że czymś takim wcale nie jeździ się łatwo...
Tu została rozegrana pierwsza zlotowa konkurencja: jazda po wyznaczonej trasie na czas.
Przy okazji okazało się, że troleja też można zepsuć. Dla chcącego nic trudnego...
W czasie gdy my zmagaliśmy się na torze, nasi piłkarze zmagali się z Grekami na meczu otwarcia Euro 2012.
A gdy po zakończeniu konkurencji robiliśmy zakupy w zupełnie opustoszałym hipermarkecie Szczęsny z czerwoną kartką opuszczał właśnie boisko.
Po powrocie do naszego ośrodka nastąpiło rozluźnienie. W końcu można było się odstresować. Wieczór i noc znów były długie.
A dla niektórych ranek był ciężki...
A tu znów zostaliśmy wzięci w karby i organizatorzy wysłali nas w trasę rajdowo nawigacyjną. Po drodze należało się wykazać spostrzegawczością znajdując ukryte po trasie pieczątki oraz trzeba było odpowiedzieć na kilka zwartych w roadbooku pytań.
Łatwo nie było. Sam miałem dwóch pilotów, a i tak kilka razy musieliśmy zawracać. Trasa wiodła drogami, na których tylko psy się wylegiwały i niezbyt chętnie ruszały się z miejsca na widok samochodu.
Często spotykaliśmy się ze startującym po nas
georgem, czasem my wyprzedzaliśmy jego, częściej o nas. Potem zwykle znowu się mijaliśmy
. Udało nam się znaleźć wszystkie punkty kontrolne i tylko z jednym pytaniem nie umieliśmy sobie poradzić. Jak się jednak potem okazało na tym pytaniu polegli wszyscy.
Po obiedzie i krótkim odpoczynku nastąpiła kolejna część zmagań. Tym razem o charakterze rycerskim. Pierwszą konkurencją było strzelanie z łuku.
Kolejną przenoszenie piłek za pomocą miecza
Ostatnią - test na odporność błędnika
George poszedł na całość i przez jakiś czas postanowił nie zmieniać pozycji z horyzontalnej
Tu właściwie zakończyło się współzawodnictwo. Organizatorzy poszli podsumowywać wyniki, natomiast reszta zaczęła się ustawiać do pamiątkowego zdjęcia. Niestety z powodów znanych, do wykonania fotki nie był potrzebny obiektyw o specjalnie szerokim kącie...
Przy okazji oczywiście nie obyło się bez pastwienia nad dempsejowym termokurczem
W końcu komisja sędziowska zakończyła obrady,a my wszyscy czekaliśmy z zapartym tchem na ogłoszenie wyników.
II Vice Kangoomistrzem roku 2012 został Adik
Vice Kangoomistrzem roku 2012 został SzumakKangoomistrzem roku 2012 został LucassNagrodę specjalną i tytuł Kangoozagadkowicza roku 2012 zaocznie otrzymał SlayJak się dobrze przyjrzeć to nagroda Slaya jest na stole
Po pasowaniu wszystkich uczestników zlotu
na horyzoncie pojawiła się nierogacizna o przeznaczeniu konsumpcyjnym
Zanim jednak przystąpiliśmy do ucztowania należało zrobić użytek z jednej z otrzymanych nagród. Co też skwapliwie uczyniłem
Uczta trwała do później nocy i nie przeszkodził nam nawet deszcz, który postanowił sobie popadać. W ogóle muszę przyznać, że pogoda w czasie zlotu zachowywała się przyzwoicie. W ciągu dnia było w miarę pogodnie, ale nie upalnie, natomiast jeżeli padał większy deszcz to w nocy.
Ostatni na placu boju pozostał
WizA ranek wstał słoneczny i niektóre samochody znów wyglądały nieco inaczej niż zwykle
Niestety to był ostatni ranek zlotu i po śniadaniu przyszło si e nam rozstać. Niektórzy zostali do popołudnia, ale my mieliśmy przed sobą drogę przez Radom i Iłżę więc nie było rady trzeba było się pożegnać.
Niektórzy musieli wstać wcześnie rano więc żegnali się zaocznie
Na koniec wielkie podziękowania dla organizatorów -
gre81 i
Agnieszki za zaangażowanie i determinację w dążeniu do celu. Wiemy, że łatwo nie było, a i nie wszyscy klubowicze zachowywali się odpowiedzialnie (nie mówię o obecnych na zlocie). A zabawa i tak była przednia!
No cóż, macie już praktykę więc wpraszamy się na następny zlot. O ile takowy w ogóle się odbędzie, a nie spadnie do kategorii spotów okazjonalnych...
Dziękujemy nowym klubowiczom, którzy po raz pierwszy "odważyli się" zjawić na zlocie. Nie jesteśmy tacy straszni
Przepraszamy za czasem niewybredne żarty - obecni na zlocie wiedzą o co chodzi i bynajmniej nie chodzi o nikogo z "naszych".
Moje osobiste podziękowania dla mojej załogi w osobach
Majki i
Karlssona. Nie ukrywam, że to dzięki nim zdobyłem ten tytuł.
A chętnych do obejrzenia wszystkich zdjęć zapraszam na
Picassę