przez Martens piątek, 3 sierpnia 2007, 08:16
Cała ta historia wyglądała następująco. Oplem Astra (to był jeden z pierwszych modeli, sprowadzony z Niemiec ze wszystkimi bajerami) przyjecyhał pewien tajemniczy koleś. Samochód był baaardzo zakurzony i brudny. Siedzenie kierowcy byo wrecz zielone, coś jak z trawy. Praliśmy ten samochód chyba cały dzień, a przy odsysaniu woda z fotela zawsze była zielona. Udało się odessać około 5 wiader wody i cały czas było to samo. W końcu woda robiła się już tylko lekko zielona. Gdy wreszcie fotel był suchy wyglądało to nawet całkiem OK. Za pranie tapicerki właściciel MYJNI nakazał wziąć 5 razy więcej ;-D Łącznie wyszło prawie 400 zł. Co najciekawsze my byliśmy zupełnie nieświadomi tego co było wchłonięte przez fotel kierowcy. Kiedy wrócił właściciel usłyszeliśmy tylko, że ten samochód stał w warsztacie jakieś 10 miesięcy i że wykrwawił się w nim kierowca. Mnie zamurowało i w momencie zrobiłem się blady. Długo się zastanawiałem czy właściciel samochodu nie powinien nas powiadomić o tym fakcie. A wracając do samego fotela, miał delikatne plamy ale był o niebo lepszy. Brrrrrr do dziś przechodzą mnie ciarki jak o tym mówię.
Ostatnio edytowano piątek, 3 sierpnia 2007, 09:27 przez
Martens, łącznie edytowano 1 raz