Bardzo proszę szanownych forumowiczów o poradę. Kupiłem w lipcu u.r. kangura 1,2 rocznik 1998. Po 1000 km mniej więcej zorientowałem się, że wziął litr oleju, w drugim tysiacu brał już coraz więcej - litr na 500, w drodze do warsztatu wysiadł cylinder (ciśnienie ok. 2), w następnym ciśnienie 10 (cylindry drugi i czwarty). Potem planowanie głowicy w warsztatcie specjalizującym się we francuzach, wymiana zaworów i diagnoza: poprzedni właściciel go przegrzał, ale po naprawie może będzie dobrze. Zrobiłem 5 tys. km i znowu zaczął palić olej, w warsztatcie zmierzyli ciśnienie na zimno i gorąco - było ok. "Niech pan pojeżdzi kilkaset km i obserwuje", zrobiłem 100 km i kangur zamienił się w traktor - holowanie, pęknięta klawiatura, pierścienie, głowica do wymiany. Dlaczego? "Nie wiadomo dlaczego, prosze pana, zdarza się w tych samochodach". Koszt naprawy 1,5-2 tys., poprzednio zapłaciłem 2,5 tys., doliczając inne rzeczy - tarcze i klocki, spryskiwacz, klamkę, manżety, OC - dokładam już 6 tys. A gwarancji, że będzie dobrze nie ma. Mam pytanie: czy druga awaria mogła być skutkie źle przeprowadzonej pierwszej naprawy? Chyba go sprzedam: kupiłem za 14 tys., za ile mogę go realnie sprzedać? Ja szczery chłopak jestem i powiem wszystko nabywcy, ile w takiej sytuacji wart jest mój kangur? Pozdrawiam wszystkich - sfrustrowany i zubożały wędrowiec
