Poranek dzisiejszego dnia nie zaskoczył mnie specjalnie. Chmury za oknem, wiatr, jednym słowem nic miłego. Gdy jednak zachmurzenie zamieniło się w opady i to dość rzęsiste zacząłem się zastanawiać. No bo jak to tak, kangurka na taki deszcz wyprowadzać?! Im bliżej pory wyjazdu tym pogoda była mniej łaskawa. Rzut oka na forum – tu też lekkie zwątpienie. Ale co tam – pomyślałem – z cukru nie jestem, a i skoczek sobie poradzi pomimo swoich „nieszczelności”. On wydawał się to potwierdzać mrucząc silnikiem gdy wyprowadzałem go z garażu. Jadąc na miejsce zbiórki Krakusów, na horyzoncie dojrzałem jasność i błękit nieba. I mimo, że wycieraczki z trudem nadążały, nadzieja wstąpiła w moje serce. Jak się za chwilę okazało całkiem słusznie ponieważ po drodze już z
miśkiem288 i
braniem musiałem wspomagać się osłoną przeciwsłoneczną
. Na miejscu oczywiście jako pierwszy był
bercik70, zapewne dlatego, że miał zdecydowanie najdalej. Gdy my dojechaliśmy, był już też
Maciek_K-ce i
Wiz, a tuż po nas zjawił się
zuwik swoim „niedopompowanym” kangurkiem, który mleka pić nie chciał i dlatego nie urósł.
Zajęliśmy najpierw część parkingu obok skansenu
i u podnóża lipowieckiego zamku, którego wieża widoczna jest w tle.
Na resztę zaproszonych gości postanowiliśmy poczekać w karczmie na terenie skansenu. Skłoniła nas do takiej decyzji oczywiście wyłącznie niska temperatura i wiatr
Do biesiadnego stołu wkrótce dołączyli
loletka z
Garym i tak spędziliśmy czas jakiś obgadując kangurkowe i nie tylko tematy. Po wizycie w karczmie obowiązkowo rodzinna fotografia.
Kangurki ustawiły się grzecznie w szeregu.
No, może nie do końca grzecznie bo zastawiły też i drogę :p
loletka z
Garym musieli nas niestety opuścić
natomiast reszta ekipy dzielnie pomaszerowała na zamek.
Co wcale nie było takie łatwe ponieważ schody okazały się być strome, mokre i śliskie. No i było ich za dużo!
Pociechą były malownicze widoki.
Zamek okazał się trudny do zdobycia nie tylko z uwagi na grube mury
Ale przede wszystkim na to, że zjawiliśmy się tam już po „porze odwiedzin”. Na szczęście zdolności negocjatorskie
zuwika wpłynęły na panią pilnującą tej twierdzy na tyle skutecznie, że udało nam się dostać do środka bez większych ofiar
Na wieży dołączyła do nas
agasti,
której kangurek tym czasem na dole gawędził sobie z „piąteczką”
zuwika
Po zejściu z góry zamkowej musieliśmy znów się rozgrzać
No i weź tu człowieku zachowaj trzeźwość!
Chciałoby się napisać, że rozmowy przy piwie i kiełbaskach trwały do późnej nocy, jednak niestety proza życia napisała inny scenariusz. Około 17: 30 rozstaliśmy się ale mam nadzieję, że takie spotkania wejdą w tradycję i z każdym spotem będzie kangurków coraz więcej, więcej, wiecej...
Dziękuję wszystkim, którzy zjawili się nie bojąc się niepewnej bardzo pogody, nie przestraszyli się kilometrów, które musieli pokonać bo po prostu im się CHCIAŁO! Zwłaszcza
bercikowi70, z którym jak się okazało mamy wspólne nie tylko przygody „kangurkowe”
Szkoda, że nie było z nami
KiKa, kavki, sw, budiego sakwy i koniuadama ale wszyscy wiemy, że życie potrafi płatać figle.
Następnym razem będzie lepiej!
A
wszyscy którym się nie chciało niech żałują...