Teraz mam benzyniaka ale poprzednie 5 lat jeździłem dizelkiem starej generacji (Nissan Sunny N13) i nie malem żadnych problemów zimą z odpalaniem. Calą zimę dolewałem uszlachetniacz do ropy. Przed zimą wymieniałem filtr paliwa lub wylewałem z niego wodę (konstrukcja to umożliwiała).
Trzeba mieć, ponadto, dobry akumulator aby miał moc nagrzać świece żarowe i później jeszcze silnie zakręcić wałem. I to wszystko.
Jeśli natomiast coś zamarźnie to najlepiej jest zaholować autko do ciepłego garażu aby odmarzło. Wymienić filtr paliwa i dolać uszlachetniacz do paliwa. Odpalić silnik i niech sobie spali pozostałe w przewodach paliwo (to bez dodatków) - powinno pomóc i już nie będzie więcej problemów zimą.
Pod moim domem parkuje ciężarowy Renault (jakiś stary model). Z okna mieszkania na pierwszym piętrze poprowadzone są przedłużacze a w samochodzie są zamontowane jakieś dodatkowe grzałki. To też jest rozwiązanie, z tym, że bardzo kłopotliwe.
Takie patenty widziałem po raz ostatni 15 lat temu u mojego kolegi w Mercedesie. Miał zainstalowaną grzalkę na 220V w misce olejowej i drugą w chłodnicy. Jak pamiętam to były takie grzałki jak teraz można zobaczyć w czajnikach elektrycznych.
Więc jeśli ktoś mieszka na Syberii to może takie rozwiązanie jest dla niego?

1,2;RN;60KM; żółty'98; tył-drzwi, CB-Alan-101, alu15", wersja sportowa (trampki w bagażniku).
MB 123 230CE 1984r.